gdyby azjatka naprawdę zginęła, nie mam nic przeciwko wątkom miłosnym, ale w przypadku tego filmu to było niepotrzebne "dosłodzenie" moim zdaniem (mam na myśli scenę w końcówce, kiedy siedzą razem na ławce, a na przeciwko stoi ten płatny zabójca), gdyby dziewczyna naprawdę stała się (konieczną) ofiarą całej tej sprawy, to by było coś pokroju "Memento" albo "Podejrzanych", czyli zero happy endu, a ja z otwartym ryłem siedzę i gapię się w ekran jeszcze długo po napisach końcowych i nie mogę uwierzyć w to co właśnie się stało tzn. tak to mogło wyglądać
Zgadzam się w 100 %, miałem dokładnie to samo odczucie ;) happy end trochę na siłę, przez który obniżyłem ocenę końcową.
PS
oglądałeś "Grę" Finchera? Jeśli nie, to nie chcę nic zdradzać, ale tam końcówka rozczarowała mnie jeszcze bardziej, przez co zamiast pewnego arcydzieła, skończyło się tylko na "dobrym" filmie.